niedziela, 23 listopada 2014

IV.

 **

Sytuacja stawała się coraz bardziej niezręczna, ale dawałam im śmiało do zrozumienia, że nie mam zamiaru się odezwać, a przynajmniej na razie. Próbowałam do siebie nie dopuścić myśli, że ON to naprawdę ON, że to mój rozum płata mi figle, że za dużo alkoholu się nawdychałam przy ratowaniu blondaska albo że to Calum dorzucił mi coś do swojej sałatki i trzyma mnie to od tych kilku dni.
- Chłopaki co tu u diabła robi moja siostra? - warknął Zayn na co pozostała dwójka wzruszyła zgodnie ramionami zupełnie jakby się umówili co do tego gestu.
- Stary mówiliśmy Ci, że podczas ostatniego.. Zaraz, wróć. Co Ty kurwa powiedziałeś? - wytrzeszczył oczy jeden z nich, a mulat mocniej zacisnął swoją szczękę widocznie się spinając.
- Minnie Malik. Moja, kurwa jebana mać, siostra. - mruknął odwracając wzrok na co moja twarz automatycznie nabrała rumieńców ze złości. Miałam ochotę rzucić się na niego z pięściami i zabić go własnoręcznie, jednak ostatkami sił powstrzymałam się od spełnienia swoich skrytych myśli.
- To się nieźle porobiło.. - mruknął ognistowłosy drapiąc się po karku co idealnie podkreślało jego zestresowanie, ale i zmieszanie.
- Minnie! - usłyszałam nagle radosny głos, a po moich placach przeszły ciarki. Spojrzałam w bok i ujrzałam pogodną twarz Nialla. No chyba sobie żartujecie.. Czy oni wszyscy naprawdę tutaj są?! Mam nadzieję, że.. - Harry! Minnie tutaj jest! - zawołał blondynek, a ja poczułam, że tracę grunt pod nogami i osuwam się prosto na zimne kafelki.

**
- Księżniczko, wstajemy. - usłyszałam, a już po chwili poczułam jak coś zimnego, mokrego, a zarazem lepkiego zostaje wylane na moją głowę. Zamlaskałam czując w ustach smak Coli i błyskawicznie podniosłam się do pionu kasłając by złapać oddech. Sięgnęłam dłonią do twarzy by otrzeć oczy z klejącego się napoju i móc dostrzec komu powinno sie oberwać. Już po chwili ujrzałam twarz chłopaka z bandanką.
- Nigdy więcej tego nie rób. ... emm.. jak Ci na imię? - zapytałam w ostatniej chwili zdając sobie sprawę z tego, że nie zdążył mi się przedstawić, a skoro i tak już ich wszystkich widziałam, a cała ta sytuacja wygląda tak a nie inaczej..
- Ashton i właśnie sobie idzie. - usłyszałam głos osoby trzeciej i od razu skierowałam wzrok w jej kierunku. Mulat stał z założonymi na piersi rękami opierając się o futrynę drzwi wejściowych do pomieszczenia, w którym się znajdowaliśmy. Była to kolejna sypialnia, pomieszczenie, którego jak dotąd nie dane mi było zobaczyć. Rozglądnęłam się odrywając wzrok od wzbudzającego dziwne ciarki na plecach chłopaka. Nawet w myślach nie mogłam wypowiedzieć jego imienia tak strasznie denerwowała mnie jego obecność. Na najbliższej ścianie po mojej prawej stronie widniał ogromny rysunek graffiti i już w tej chwili mogłam sobie wyobrazić gdzie jestem. W pokoju mojego brata. Wzdrygnęłam się przekręcając się w bok w taki sposób, by moje nogi w tej chwili zwisały swobodnie z łóżka, a stopy stykały się z chłodną podłogą.
- Minnie posłuchaj.. - zaczął, a ja pokręciłam głową na boki wstając z mebla najwyraźniej zbyt agresywnie, gdyż już po chwili zakręciło mi się w głowie. Chłopak wyprostował się wyciągając rękę w moją stronę, jednak najwyraźniej zdał sobie sprawę z tego, że i tak nie skorzystam z jego pomocy, więc usiadłam i dopiero po chwili ponownie stanęłam na nogach.
- Nie. Ty powiedziałeś już wystarczająco dużo. Teraz moja kolej. - oznajmiłam twardo starając się włożyć w swoją wypowiedź możliwie jak najwięcej jadu by zrozumiał jak bardzo go nie cierpię. - Nie wiem dlaczego nasłałeś swoich kumpli na naszego ojca i tak szczerze to mam to zupełnie gdzieś, ale mnie zostaw w świętym spokoju. Mam Ciebie i ich wszystkich dość, wiesz? Nienawidzę Cię! Nie mogę patrzeć na Twoją twarz, bo robi mi się nie dobrze! - krzyczałam czując jak moje policzki oblewają się krwistą czerwienią. - Zostaw mnie raz na zawsze i zniknij, bo to najlepiej Ci wychodzi. - wysyczałam na koniec ze łzami w kącikach oczu patrząc prosto na niego. Spiął się zaciskając ręce w pięści i odwrócił wzrok. Jego usta przypominały cienką linijkę, a oczy były lekko zmrużone. Nie odzywał się. Wiedziałam, że zdenerwuję go tymi słowami, ale szczerze mówiąc miałam to gdzieś i uważałam, że jak najbardziej na to zasłużył. - Tak myślałam. - warknęłam i wybiegłam z pokoju zostawiając go w nim zupełnie samego ze swoimi myślami.
**

Weszłam do kuchni wskakując następnie na blat i rozsiadając się na nim wygodnie. Splotłam nogi w kostkach sięgając po szklankę i butelkę jakiegoś napoju gazowanego, po czym uzupełniłam nim szklane naczynie i upiłam z niego łyk. Od rozmowy z bratem i przełomowego momentu w życiu minął tydzień. Tak, wciąż tutaj siedzę i nie wiem czemu nie próbowałam uciekać. Może dlatego, że nie widziałam w tym sensu, a może dlatego, że jakaś niewidzialna siła trzymała mnie w tym miejscu odkąd dowiedziałam się o przebywaniu w nim Zayna i jego kumpli. To bardziej skomplikowane niż mogłabym sobie to wyobrazić. Nagle usłyszałam kroki, a już po chwili próg kuchni przekroczył wysoki blondyn owijając rękę wokół swojego brzucha. Automatycznie wyprostowałam się nawiązując z nim kontakt wzrokowy.
- Hej.. - zaczęłam cicho i niepewnie starając się przypomnieć sobie jak chłopak ma na imię. Kiedy ponownie miałam się odezwać chłopak mnie wyręczył robiąc klika kroków w moją stronę.
- Luke. - mruknął. - Jestem Luke. - przedstawił się posyłając mi lekki uśmiech co całkowicie mnie zaskoczyło, bo jak do tej pory wcale nie był dla mnie miły i nie okazywał jakiegoś zainteresowania moją osobą, a tu nagle.. - Minnie, prawda? - upewnił się, a ja skinęłam lekko głową.
- Jak się czujesz? - zapytałam w końcu wyrzucając z siebie intrygujące mnie pytanie. Bardzo chciałam znać na nie odpowiedź, bo w końcu widziałam go pierwszy raz odkąd próbowałam uratować mu życie. Czy coś..
- Nie jest źle. Bywało gorzej. - wzruszył ramionami wciąż trzymając rękę w tym samym miejscu. Chyba zdążył zauważyć, że nie wyglądam najlepiej, gdyż moje oczy są podkrążone, twarz blada i bez makijażu, a ubrana jestem jedynie w jakieś rozciągnięte dresy i za duży podkoszulek któregoś z chłopaków. Chyba muszę poprosić o przywiezienie swoich ciuchów czy cokolwiek, bo raczej chciałabym jednak wyglądać w miarę.. normalnie. Teraz przypominam raczej bezdomnego. - Czyli Zayn to Twój brat? - zagadnął przerywając krótką chwilę ciszy, a ja z niechęcią skinęłam głową.
- Jeśli jednak chcesz wiedzieć na ten temat cokolwiek więcej to możesz się zawieść, bo nie mam zamiaru się zwierzać. - mruknęłam z westchnieniem, po czym przysunęłam szklankę z napojem pod swoje usta, by wziąć kolejny łyk. Nie było mi to jednak dane, bo blondyn z całkowitą swobodą, jak gdyby było to coś normalnego, zabrał ode mnie naczynie robiąc to co ja miałam zrobić zaledwie chwilkę temu. - Ej ! - oburzyłam się na co się zaśmiał. Miał piękny śmiech.
- Nie mam zamiaru Cię do niczego zmuszać. Wiesz.. Chciałem.. Po.. - urwał marszcząc brwi w lekkim zamyśleniu. - Podzie.. - odetchnął cicho klnąc pod nosem. Potarł otwartą dłonią swoją twarz jakby chcąc się obudzić z dziwnego stanu, po czym spojrzał w górę mamrocząc coś pod nosem. - Podziękować. - wybełkotał ledwo zrozumiale unikając kontaktu wzrokowego ze mną. Moje oczy rozwarły się niesamowicie kiedy dotarło do mnie jakie konkretnie słowo wyleciało z ust Luke'a. Zakrztusiłam się powietrzem z wrażenia, bo naprawdę trudno było mi w to uwierzyć, że ktoś taki jak on jest w stanie być wdzięcznym i powiedzieć to wprost. Podrapałam się po głowie i wzruszyłam lekko ramionami.
- Naprawdę to nic takiego. - oznajmiłam zgodnie z prawdą. - Mimo tego jak wstrętnym dupkiem dla mnie byłeś przez cały ten czas i tak bym Ci pomogła. - dodałam już troszkę żartobliwie uśmiechając się do niego. Czułam, że sytuacja robiła się coraz bardziej napięta, więc musiałam to przerwać i zainterweniować. Uśmiechnął się do mnie, a w jednym z jego policzków pojawił się wyraźnie zarysowany dołeczek, który sprawiał, że wyglądał naprawdę słodko, jednak za nic w świecie bym mu tego nie powiedziała. Prawdopodobnie bym oberwała. Podszedł do mnie stając pomiędzy moimi nogami i kładąc rękę na blacie tuż przy moim udzie cmoknął mnie w czoło co doprowadziło do chwilowego zamarcia wszystkich procesów w moim organizmie. Kiedy jednak znów przypomniało mi się jak się oddycha miałam zamiar się odezwać, jednak ktoś mnie wyprzedził.
- Co wy robicie do kurwy nędzy?! - Zayn wrzasnął podchodząc do nas i odpychając Luka w tył w taki sposób, że wkrótce jego plecy zetknęły się z twardą ścianą. Chłopak syknął, kiedy mulat złapał go za koszulkę i przycisnął mocno do zimnej powierzchni wbijając knykcie w jego pierś. Automatycznie zeskoczyłam z blatu nie pozwalając na to by blondynowi stała się jakakolwiek krzywda.
- Sukinsynie zostaw go w tej chwili. - warknęłam ostrzegawczo na co mój brat zupełnie nie zareagował. Wręcz przeciwnie. Wydawało się jakby jego dusza odłączyła się od ciała, a on zamarł w miejscu wpatrując się tępo w błękitne tęczówki chłopaka, które ku mojemu zaskoczeniu nie pokazywały niczego innego prócz znudzenia i może odrobinki rozbawienia. Najwyraźniej wcale nie bał się swojego przeciwnika. W końcu wykorzystał chwilę jego nieuwagi i wyrwał się z jego uścisku, strzepnął niewidzialny pyłek z ramienia i odsunął się na bezpieczną odległość.
- Popierdoliło Cię? - mruknął niezadowolony, ale zamiast zostawić nas samych sobie oparł się o framugę drzwi do kuchni, a raczej wielkiego łuku, który pełnił ich rolę, zakładając ręce na piersi. Przypatrywał się nam z ciekawością przenosząc wzrok ze mnie na Zayna, który powoli znów zaczął wykazywać oznaki życia. Odwrócił się w moją stronę i zmierzył mnie spojrzeniem z góry do dołu marszcząc przy tym brwi.
- Jak Ty mnie nazwałaś? - wysyczał przez zaciśnięte zęby, a na moje usta wpłynął bezczelny uśmieszek.
- To co słyszałeś. Chyba nie myślisz, że po tym wszystkim będziesz wciąż w moich oczach  idealnym braciszkiem. - wyplułam słowa zmieszane z jadem zupełnie już zapominając o obecności blondaska, a skupiając się jedynie na wymianie poglądów z bratem.
- Kiedy do cholery zrozumiesz, że to nie była moja pieprzona wina?! - uniósł się, a ja poczułam jak złość obezwładnia całe moje ciało. Moje dłonie bezwiednie zacisnęły się w pięści, a zęby zwiększyły nacisk na siebie nawzajem. Oczy powoli wypełniał przeźroczysty, słony płyn, ale to nie miało teraz dla mnie znaczenia mimo że zazwyczaj dbam o takie drobiazgi jak nie pokazywanie słabości innym.
- Gdybyś wtedy zareagował one by żyły. - wyszeptałam drżącym głosem czując jak mokre krople płyną w dół moich policzków. Staliśmy tak przez dłuższy czas wpatrując się w siebie, aż w końcu usłyszałam głos.
- Dobra, co tu sie.. - do kuchni wparował Calum, a Luke wypadł jakby z transu, w którym się znajdował przez cały ten czas, jednak ja nie odwracałam czekoladowego wzroku od swojego brata. Wciąż na niego patrzyłam, aż w końcu odważyłam się na pewien ruch.
- Dla mnie to Ty powinieneś być na ich miejscu. Jesteś nikim. Nie chcę Cię znać. - splunęłam i wybiegłam z pomieszczenia kierując się prosto do pokoju, który wciąż należał do mnie. Zakluczyłam drzwi i zwinęłam się na łóżku próbując uspokoić nerwy i się nie rozpłakać.

**

piątek, 21 listopada 2014

III.

 **

Westchnęłam głęboko i ponownie pokręciłam głową na boki tym samym negatywnie odpowiadając na pytanie niebieskookiego. Może nawet nie tyle co pytanie, a rozkaz. Zacisnął usta w cienką linijkę, a jego dłonie zacisnęły się w pięści - tylko po tym byłam w stanie poznać, że jest zły i oczywiście po własnych domysłach. Chłopcy wciąż odwiedzali mnie jedynie w kominiarkach. Wszyscy po za Calumem. On jedyny zdawał się zaufać mi na tyle, by pokazać swoją twarz bez najmniejszej obawy, że kiedykolwiek to wykorzystam. On był z nich wszystkich najgłupszy myśląc, że jeśli się stąd cudem wydostanę nie zeznam na policji i nie opiszę dokładnie jego twarzy. Głupiec. Oczywiście, że zdążyłam go polubić przez te kilka ostatnich dni spędzonych niemalże tylko z nim lub samotnie, ale wciąż przecież był moim porywaczem i to nie zmieniało nic. Nawet mojego celu, którym było wydostanie się stąd jak najszybciej. - Calum do kurwy nędzy! - warknął wstając i z trzaskiem wychodząc z pokoju, który zajmowałam odkąd tylko się tu pojawiłam. Najwyraźniej myślał, że mulat będzie w stanie cokolwiek zdziałać.. Otóż nie. Nie znali mnie i nie wiedzieli, że jem jedynie przez siebie wybrane rzeczy. Możecie nazwać mnie rozpieszczoną paskudą, która wybrzydza, ale po prostu mięso było czymś czego nie byłam w stanie wziąć do ust, a przed chwilą chłopak, którego imienia wciąż nie zdołałam poznać próbował wcisnąć mi hamburgera. Obrzydliwości.
Już po chwili drzwi ponownie się otwarły, a w progu pojawiła się sylwetka Cala. Posłałam mu delikatny uśmiech i wciąż nie ruszając się ze swojego wcześniejszego miejsca jakim było średniej wygody łóżko poklepałam miejsce obok siebie dając mu nieme pozwolenie na zajęcie miejsca nieopodal. Tak też zrobił. Wyprostował swoje długie nogi kładąc się w dolnych partach mebla i podpierając swoje ciało na łokciach. Siedząc po turecku przy samych poduszkach miałam na niego świetny widok, a przyznam szczerze - jest na co patrzeć.
- Mins, czemu nie chcesz jeść? - zapytał ze smutkiem rzucając mi krótkie spojrzenie brązowych oczu. Wzruszyłam lekko ramionami i westchnęłam głęboko.
- Nie jadam mięsa, ale Twój nadpobudliwy kolega nie bardzo przyjmuje to do wiadomości. - powiedziałam na tyle głośno, by osoba, która mogłaby nas w tej chwili podsłuchiwać dokładnie nas usłyszała.
- No kurwa! Nie dość, że mnie obraża to jeszcze będzie wybrzydzać pieprzona księżniczka! - usłyszałam zza drzwi i uśmiechnęłam się krzywo zdając sobie sprawę, że moje przeczucia były jak najbardziej trafne.
- Sam rozumiesz. - skwitowałam, a chłopak wydął dolną wargę.
- Przyniosę Ci zaraz coś mega superaśnego! Co powiesz na sałatkę mojej roboty? Wiesz.. Nie chwaląc się.. Jestem genialnym kucharzem! - poruszył zabawnie brwiami, a ja zaśmiałam się lekko kiwając przy tym głową.
- Brzmi nieźle. - posłałam mu najszczerszy uśmiech na jaki było mnie stać w tej chwili, a chłopak rozpromienił się automatycznie słysząc moją zgodę i zostawił mnie samą na kilka następnych chwil, a ja nie wiedzieć czemu nie mogłam przestać się uśmiechać.

**

- Dobra. Teraz albo nigdy.. - mruknąłem pod nosem, by po chwili odliczyć do trzech i dając chłopakom znak wyskoczyć zza rogu. Wycelowałem pistolet prosto w głowę zbyt pewnego siebie jak na mój gust kolesia, który prowadził tę samą rozmowę telefoniczną już od jakichś kilku dobrych minut. Ashton podszedł go od tyłu i wytrącił mu komórkę z ręki na co ten zaklął pod nosem i nie wiedząc co się dzieje rozglądnął się, a wtedy jego oczy spoczęły na mojej sylwetce. - Znów się spotykamy William. - przywitałem mężczyznę, a ten starając się ukryć swoje przerażenie podniósł tyłek ze swojego skórzanego fotela. - Żadnych fałszywych ruchów perfidny śmieciu.. - wysyczałem przez zęby na co on się wzdrygnął i westchnął bezradnie, a jego ramiona powędrowały nieco w dół.
- Czego chcesz Hemmings? - mruknął niezadowolony poprawiając swój krawat, najwyraźniej nieco go poluzowując, by po chwili nachylić się w przód i podeprzeć ciężar swojego ciała na rozłożonych dłoniach. Podrapałem się lufą w skroń i wzruszyłem ramionami. Po chwili przebiegłem palcami przez swoje jasne włosy.
- Myślę, że doskonale wiesz z jakiego powodu my wszyscy się tutaj znajdujemy. - i jakby zupełnie nigdy nic założyłem ręce na piersi. Nie musiałem się przejmować - Calum i Ash wraz z Malikiem mnie kryli. Oczywiście na tego pierwszego nie było co liczyć, bo znając Hooda to jeszcze sam sobie zrobi krzywdę, jednak jest coś w czym jest niezastąpiony. Gościu potrafi robić cuda z samochodami i innymi środkami transportów. Jest genialnym mechanikiem - prawie tak dobrym jak kucharzem. - Oddaj naszą własność, a zostawimy Cię w spokoju. Sprawa załatwiona raz na zawsze. - uniosłem brwi ku górze, a mężczyzna opuścił głowę w dół kręcąc nią na boki.
- Nie ma mowy. Niczego wam nie jestem winien. - prychnął, a ja na moment odwróciłem od niego wzrok. Jeden pieprzony moment i wszystko wylazło spod kontroli. Usłyszałem strzały, a już po chwili usłyszałem jak ktoś pada na ziemię. Po chwili.. sam się na niej znalazłem. Co dalej? Nie mam zielonego pojęcia.
**
* Min's POV *
Usłyszałam jak dwa samochody zatrzymują się z piskiem opon pod domem, w kórym aktualnie się znajdowałam, a już po chwili drzwi wejściowe na dole porządnie trzasnęły z rozmachem stykając się ze ścianą za sobą. Kolejno podsluchane przeze mnie przekleństwa, krzyki, głośne oddechy i inne niezidentyfikowane dźwięki bardzo mnie zaniepokoiły. Nie wiem co mnie do tego popchnęło, ale automatycznie podniosłam się z łóżka i nie zważając na fakt, że jestem owinięta pościelą próbowałam wstać co jedynie zakończyło się niefortunnym upadkiem na podłogę. Szybko się z niej podniosłam ignorując ból i wybiegłam z pokoju niemalże potykając się o własne nogi. Zaiwaniałam po schodach jak dzika, aż nie znalazłam się na parterze obszernego jak się okazuje domu. Wcześniej nie widziałam go prawie wcale nie licząc pokoju, w którym byłam cały ten czas oraz łazienki, która miała swoje jedyne wejście od *pożyczonej* mi sypialnii, do której prawdopodobnie należała. Rozglądnęłam się, a to co zobaczyłam totalnie mnie przeraziło. Krew. Kałuża krwi i postrzelony blondyn kulący się na jednej z kanap oraz Calum upaprany czerwoną cieczą nachylający się nad wcześniej wymienionym chłopakiem.
- O mój Boże.. Co mu się stało?! - wykrzyczałam przykładając dłonie do skroni i starając się nie spanikować, jednak nikt nie odpowiedział na moje pytanie.
- Co ona tu kurwa robi?! - krzyknął szatyn z fioletową bandaną opasającą jego głowę i prawdopodobnie trzymającą w kupie jego włosy utrzymane w nieładzie.
- Zapierdalaj do pokoju! - warknął inny popychając mnie w stronę schodów. Odtrąciłam jego rękę kręcąc głową z niedowierzaniem.
- On się wykrwawi do cholery! A nie wydaje mi się, żeby którykolwiek z was wiedział jak mu pomóc! - wykrzyczałam mu prosto w twarz na co ten się jedynie skrzywił mamrocząc coś pod nosem i wsuwając ręce do kieszeni. Odszedł kawałek, a ja podeszłam do niebieskookiego oraz wiszącego nad nim Caluma, który za wszelką cenę próbował ocucić przyjaciela. Położyłam dłoń na ramieniu Mulata, a ona uniósł na mnie swój przerażony wzrok.
- Pozwól mi Calum.. - szepnęłam łagodnie, a on kiwnął głową. Musieli być bardzo blisko ze sobą, bo przez cały ten czas klękał obok kanapy dotrzymując mi towarzystwa i będąc w pełni gotowym, by przynieść mi wszystko co tylko będzie mu potrzebne. Byłam studentką medycyny i od zawsze mnie to kręciło, więc doskonale wiedziałam jak sobie poradzić w takich sytuacjach. Oczywiście żaden tam jeszcze ze mnie specjalista, ale na pewno nie umrze z moich rąk. Nie pozwolę mu na to. - Przynieś mi pasek, pęsetę, nożyczki, butelkę zwykłego alkoholu oraz gazę. - rozkazałam, po czym delikatnie i ostrożnie uniosłam podkoszulek chłopaka do góry. Na szczęście było to jedynie draśnięcie powierzchniowe i zdecydowanie kula nie zdołała głębiej zawitać, a co dopiero uszkodzić któregoś z organów. Najprawdopodobniej został również potraktowany czymś ciężkim w głowę i to jedynie z tego względu stracił przytomność. Kiedy dostałam potrzebne rzeczy raz dwa uporałam się z problemem i oczyściłam ranę. Więcej krwi i dramatycznego wizualnego poglądu niż to wszystko warte. Na całe szczęście. Spojrzałam na towarzyszącego mi Caluma i posłałam mu delikatny uśmiech. - Będzie żył. - skinęłam głową, a on odetchnął z ulgą, po czym rzucił się na mnie ściskając mnie w swoich ramionach. Zaśmiałam się cicho i pozwoliłam mu na chwilę nieokrzesanej radości jednocześnie starając się nie ubabarać go już bardziej krwią rannego chłopaka.
Umyłam dłonie pod gorącą, bieżącą wodą i czując czyjąś obecność, a po chwili dźwięk rozbijanego szkła odwróciłam się błyskawicznie, jednak to co zobaczyłam na pewno mnie nie zachwyciło. Wstrzymałam oddech czując jak moje twarz robi się blada. Nagle do kuchni wpadła dwójka chłopaków, bandanka oraz czerwonowłosy, którego jak do tej pory nie było mi dane jeszcze spotkać, stając po obu stronach powodu, dla którego poczułam, że słabnę.
- Co się dzieje? - zapytał jeden z nich. Nie wiedziałam, od którego wypłynęło owe pytanie, jednak nie miało to dla mnie najmniejszego znaczenia. Patrzyliśmy sobie w oczy, a ja nie mogłam uwierzyć, że to naprawdę on przede mną stoi.
- Chłopaki, co tu u diabła robi..

**

środa, 12 listopada 2014

II.

**

Poczułam nieprzyjemne pulsowanie z tyłu głowy, więc kiedy odzyskałam przytomność moje dłoń automatycznie powędrowała na bolące miejsce w celu pomasowania jej. Chwilę później, gdy ból prawie całkowicie wyparował, otwarłam oczy i zaczęłam kłapać nimi by nabrać ostrości. Rozglądnęłam się w koło i mogłam śmiało stwierdzić, że nie wiem gdzie jestem. Na pewno nie była to moja sypialnia, bo nie przypominam sobie, żebym wieszała na swoich ścianach plakaty z półnagimi kobietami na, pod lub za motocyklem. Właścicielem pokoju w takim bądź razie musiał być mężczyzna, niewyżyty nastolatek bądź kobieta o nieco innych zapędach do swojej własnej płci. Nie żebym miała coś przeciwko homoseksualistą. Dla mnie miłość to miłość, a jednak ja sama nie wyobrażam sobie siebie z przykładowo moją przyjaciółką Lizzie trwającą w namiętnym pocałunku. Wzdrygnęłam się kiedy takowy obraz pojawił się w mojej głowie. Dobra, jednak sobie wyobrażam, ale zaręczam, że z mojej perspektywy nie należy to wcale do smacznych widoków.
- Śpiąca królewna się obudziła. Nareszcie. - prychnęłam na tę jakże kąśliwą uwagę, po czym uniosłam swoje ciało na łokciach starając się odnaleźć właściciela głosu. Spotkała mnie jednak nie miła niespodzianka, bo ów mężczyzna miał na sobie kominiarkę, a jedynie co mogłam zobaczyć to te nieznośnie piękne błękitne tęczówki.
- Co ja tu robię? Tak w ogóle.. Gdzie ja jestem? Czemu? Jak długo zamierzacie mnie tu trzymać? - rozpoczęłam swoje śledztwo na co chłopak jeszcze chwilę temu zajmujący krzesło obrotowe przy biurku wstał i ruszył w kierunku drzwi. Już miał nacisnąć klamkę, kiedy zerwałam się z łóżka i podbiegłam do niego kładąc dłoń na jego własnej, a przez moje ciało przeszedł przyjemny prąd. Zagryzłam lekko dolną wargę i nieśmiało uniosłam spojrzenie na jednego ze swoich oprawców. Swoją drogą.. dziwne słowo. Oprawca. Ugh, do rzeczy. Nawiązaliśmy kontakt wzrokowy, jednak po chwili on odtrącił moją dłoń i pokręcił głową na boki.
- Zadajesz za dużo pytań. - odparł i opuścił pomieszczenie zostawiając mnie samą ze swoimi myślami. Wdrapałam się na parapet specjalnie przeznaczony do siedzenia i prawdopodobnie czytania, bo tuż pod nim nie znajdywał się kaloryfer jak w moim własnym mieszkaniu, a mini półka z książkami. Sięgnęłam po pierwszą lepszą i zajęłam się czytaniem. Najwyraźniej trochę tutaj posiedzę, więc nie mam zamiaru marnować tego czasu i nic nie robić.

* Luke's POV *
 
Wyszedłem z pokoju zostawiając szatynkę całkiem samą. Zaczęło zastanawiać mnie to, że mimo tego na jak delikatną wygląda wydaje się być jedną wielką niewiadomą. Kiedy zobaczyłem ją pierwszy raz przypuszczałem, że będzie płakać, szarpać się, uciekać i błagać o wolność, a jednak zachowuje się całkiem odwrotnie. Jest opanowana, a co więcej nie wygląda na taką, która się nas boi. Zaimponowała mi tym. - Hemmo, co z naszą koleżanką? - zapytał Payne, a ja westchnąłem ciężko i zająłem miejsce na stołku barowym sięgając po butelkę piwa, którą wyrwałem z ręki mulata siedzacego obok i biorąc z niej spory łyk alkoholu. Odstawiłem szklane naczynie na blat przed sobą wciąż obejmując ją swoimi długimi palcami i wzruszyłem ramionami.
- Za dużo chciałaby wiedzieć, a mimo to wygląda na całkiem spokojną. - oznajmiłem zgodnie z prawdą i własnymi przemyśleniami na co Ashton rozwalony na kanapie w salonie parsknął tym swoim charakterystycznym śmiechem. Jedna z moich brwi powędrowała wysoko do góry przenosząc wzrok na chłopaka z gniazdem na głowie zaciekawiony co go tak bawi.
- Takie są najgorsze. - zaczął kiwając głową na potwierdzenie swoich własnych słów. Już chciałem mu coś odpowiedzieć, jednak chłopak kontynuował. - Nie wiesz kiedy uderzą i czego się po nich spodziewać. - skwitował, a Hood przyznał mu rację potakując głową. Przewróciłem oczami ponownie rozkoszując się gorzkawym smakiem piwa.
- Słyszałem, że lubisz takie. - mruknąłem rozbawiony nawiązując do wczorajszego wieczora, kiedy to szatynka próbowała się ratować i zaczęła pyskować. Ash zmieszał się i powrócił do oglądania jednego z tych głupich programów rozrywkowych w telewizji. Nie rozumiem jak ludzie mogą to oglądać. To gorsze niż seriale!
- Myślicie, że ślimaki mają lodówkę w domu? - zapytał nagle Calum przerywając ciszę, a wszyscy spojrzeli na niego jak na idiotę.
- Nie wiem, idź zapytać tej na górze. - prychnął Payne, a Hood pokazał mu kciuka w górę i pobiegł na górne piętro po kręconych schodach. Odprowadziłem go wzrokiem i uderzyłem się z otwartej dłoni w czoło.
- Kretyn.

* Min's POV *
 
Usłyszalam pukanie do drzwi co lekko mnie zdziwiło, bo w końcu każdy kto tutaj był raczej był u siebie, a przynajmniej tak się zachowywał. Odłożyłam książkę i usiadłam tyłem do okna opierając o nie swoje plecy i pozwalając nogom swobodnie zwisać nie dotykając podłogi. Parapet był raczej wysoko, a ja tak czy siak nie należałam do tych wyższych. - Proszę? - bardziej zapytałam niż powiedziałam, a chwilę później drzwi powoli zaczęły się otwierać, a w szparze pojawiła się głowa chłopaka o ciemniejszej karnacji, z brązowymi włosami i chyba tego samego koloru oczami. Nie widziałam ich zbyt dokładnie z tak dużej odległości.
- Jesteś zajęta? - zapytał, a ja miałam ochotę wybuchnąć śmiechem na ten taktowny żart, jednak szybko zdałam sobie sprawę z tego, że chłopak jest poważny i pyta całkiem serio. Wow. Pierwszy, który pokazał mi się bez kominiarki i zachowuje się w miarę uprzejmie. Jak na razie. Skinęłam głową na znak, by wszedł na co ten wykonał moje nieme polecenie i już po chwili zajmował miejsce obok mnie. Nie odzywał się, a jedynie zaczął bawić się nerwowo palcami jak gdyby coś go trapiło. Nie wierzę, że to robię. przewróciłam oczami i westchnęłam ciężko.
- Co Cię tak męczy? - zapytałam w końcu pozwalając mu się wygadać mimo, że tak naprawdę nie powinno mnie to w najmniejszym stopniu obchodzić. Chłopak  uniósł na mnie zaintrygowane, a zarazem zaciekawione spojrzenie i otworzył buzię
- Myślisz, że ślimaki mają w domu lodówkę? - wziął się na odwagę, by zadać pytanie, które wywołało u mnie natychmiastowo falę śmiechu. Złapałam się za brzuch zginając w pół i starając się złapać oddech, jednak szatyn musiał poczekać kilka dobrych minut, bym mogła spróbować odpowiedzieć na jego pytanie w jakikolwiek sposób. W końcu, gdy już się opanowałam, otarłam łzę z kącika oka, by nie wypłynęła i spojrzałam na wciąż wpatrującego się we mnie bezimiennego.
- Tak, myślę, że tak. - odparłam starając się być jak najbardziej poważna. Nie spodziewałam się jednak, że jemu to wystarczy, a moja odpowiedź będzie powodem do rozświetlenia jego twarzy pięknym, wielkim uśmiechem. - Jak masz na imię? - zapytałam w końcu odwzajemniając mimowolnie jego gest.
- Calum, a Ty ?
- Minnie. - przedstawiłam się zapisując sobie w głowie imię chłopaka, bo jeszcze może mi się przydać. W końcu jak policja mnie znajdzie i będą kazali mi złożyć zeznania albo sama jakimś sposobem ucieknę.. Takie informacje będą przydatne. Tak sądzę.
- Jak dziewczynka Mickiego? - zapytał robiąc wielkie oczy, a ja zacisnęłam usta w cienką linijkę starając się powstrzymać, by znów nie wybuchnąć śmiechem. Skinęłam głową i wzruszyłam ramionami.
- Mój brat miał bzika na punkcie tej bajki, a cóż.. On wybierał imię dla mnie. - wyjaśniłam na co chłopak roześmiał się. Myślę, że będę w stanie go polubić. Nie wydaje się być tak bufonowaty jak cała reszta tego towarzystwa. Uśmiechnęłam się pod nosem kontynuując rozmowę z Calumem jeszcze przez kilka najbliższych chwil. Jednym słowem - miło spędziłam z nim czas.

**

poniedziałek, 3 listopada 2014

I.

 **

Wsunęłam ręce w ciepłe rękawy płaszcza, by następnie otulić swoją szyję grubym, beżowym szalem. Uwielbiałam go. Był wykonany z niesamowicie miękkiej tkaniny dzięki czemu nie podrażniał mojej wrażliwej skóry. Ostatni raz sięgnęłam dłonią w okolice dekoltu upewniając się, że łańcuszek z wisiorkiem w kształcie złotego listka jest na swoim miejscu. Był. Wtedy już spokojnie mogłam opuścić miejsce swojej pracy pamiętając, by zamknąć za sobą drzwi. Wykonywałam tę czynność w skupieniu, więc kiedy tylko usłyszałam krzyk gdzieś za swoimi plecami mosiężny klucz wypadł z mojej dłoni upadając na betonowy chodnik pokryty niewielką ilością białego puchu z charakterystycznym brzdękiem. Moja ręka odziana w cienką, skórzaną rękawiczkę powędrowała do klatki piersiowej jakby to miało pomóc w uspokojeniu szybszego bicia serca. Powoli odwróciłam się i przebiegłam wzrokiem po okolicy. Nic prócz kilku zaparkowanych samochodów oraz oświetlających drogę latarni nie przykuło mojej uwagi. Przełknęłam głośno ślinę i wypuściłam powietrze ze świstem, po czym znów odwróciłam się przodem do drzwi podnosząc następnie upuszczoną przeze mnie chwilę temu rzecz. Dokończyłam swój obowiązek i już miałam odejść, kiedy moja twarz zderzyła się z czyjąś klatką piersiową.
- Otwieraj te jebane drzwi! - warknął chłopak w kominiarce, a ja zdążyłam jedynie dostrzec, że tuż za nim jest dwóch kolejnych wyglądających niemalże tak samo jak on. Wstrzymałam oddech będąc w totalnym szoku. Sparaliżowana strachem nie mogłam się ruszyć, dlatego jeden z nich wyrwał mi klucz  i sam je otworzył następnie wchodząc i wołając resztę. Już miałam odejść z zamiarem zatelefonowania na policję, jednak któryś pociągnął mnie do środka i zakluczył drzwi następnie chowając wytrych do kieszeni swoich niebotycznie obcisłych, czarnych dżinsów. W duchu zaczęłam się zastanawiać jakim cudem on w nich normalnie funkcjonuje, jednak szybko wróciłam na ziemię i skarciłam się za takie myśli. - Czego ode mnie chcecie? - wydukałam w końcu biorąc się na odwagę. Odsunęłam się jak najdalej od któregokolwiek z nich próbując równocześnie zapanować nad trzepoczącym jak motyle skrzydła sercem i nie spanikować.
Najwyższy z nich zrobił kilka kroków w moją stronę i popełnił błąd spoglądając mi prosto w oczy. Później, kiedy już będę mogła zgłosić na policję napad, opiszę dokładnie jego błękitne, głębokie tęczówki, które aktualnie błyszczały radośnie. Najwyraźniej rozbawiłam go swoim pytaniem, które swoją drogą nie było żartem, więc nie wiem z czego się tak cieszył. Chyba mamy zupełnie inne poczucie humoru.
Wyciągnął rękę w moją stronę i dotknął mojego policzka. Pod wpływem tego gestu zadrżałam, jednak nie cofnęłam się z prostego powodu - strach. Bałam się. Nie wiedziałam kim oni są ani czego chcą i do czego są zdolni.
- Od Ciebie niczego, jednak Twój szef wisi nam sporo kasy. - oznajmił głębokim, lekko zachrypniętym głosem, od którego miałam gęsią skórkę. Kiedy jednak dotarły do mnie jego słowa zachłysnęłam się powietrzem i zaczęłam kaszleć. Posłałam mu niemą prośbę o cofnięcie się czego posłuchał - grzeczny chłopiec. Zamknęłam oczy i wzięłam kilka wdechów.
- Weźcie pieniądze i dajcie mi spokój. To nie jest moja sprawa. - byłam pod wrażeniem jak pewny okazał się mój głos. Najwyraźniej jednak po raz kolejny powiedziałam coś niesamowicie śmiesznego, bo trójka, jak się okazuje, chłopców roześmiała się. Nawet miałam ochotę uśmiechnąć się lekko pod wpływem ich uroczych, chłopięcych śmiechów, gdyby nie fakt, że właśnie napadali na firmę mojego ojca i byli kryminalistami.
- Pyskata. Lubię takie. - odparł najniższy, który siedząc na blacie kontuaru machał wesoło nogami. To jego śmiech urzekł mnie najbardziej. Był słodki i zabawny zarazem, jednak nie zmieniało to absolutnie faktu, że byli mi obcy i prawdopodobnie byli w stanie zrobić mi krzywdę. Dlaczego tak uważam? Cóż... Chłopiec polerujący zadkiem biurko i jednocześnie miejsce mojej pracy polerował fragmentem koszulki czarnego Browninga HP. Skąd wiedziałam czym jest owa broń? Powiedzmy, że to takie moje małe, niewinne hobby. Z każdą kolejną chwilą przestawałam się bać sama nie wiem czemu. Może dlatego, że sama byłam uzbrojona i nigdy nie chodziłam bez czegoś co mogłabym wykorzystać do obrony osobistej. Jeszcze nie chce schodzić z tego świata, a ostatnie dni
pokazały mi, że te okolice nie są takie bezpieczne jak opisują w przewodnikach.
Zagryzłam dolną wargę sięgając za poły mojego płaszcza i starając się ostrożnie, bez wzbudzania podejrzeń, wyciągnąć z tylnej kieszeni spodni scyzoryk. Wyczuwałam go pod palcami, jednak wierzchnia odzież nieco krępowała moje ruchy. Sięgnęłam po raz kolejny i tym razem udało mi się złapać narzędzie. Nacisnęłam rączkę w odpowiednim miejscu dzięki czemu ostrze wysunęło się z ukrycia.
- Mam nadzieję, że lubisz też te niebezpieczne! - wysyczałam przez zęby trzymając nóż obiema rękami na co cała trójka stanęła na równe nogi w jednej lini zaledwie kilka kroków ode mnie. Przesuwałam nim w boki będąc gotowa na atak w każdej chwili, ale nie spodziewałam się jednego.. Że jest ich więcej. W jednej chwili narzędzie zostało mi wytrącone z dłoni. Upadło z charakterystycznym odgłosem na zimne płytki, a wybawca owej trójeczki kopnął je czubkiem buta w stronę swoich kolegów, z dala ode mnie. No to jestem w dupie. Złapał mój nadgarstek wykręcając go i przyciskając mnie do swojego torsu. Pachniał jakąś drogą wodą kolońską i wanilią. Wszystko pewnie było by okej i może nawet byłabym zachwycona, gdyby nie fakt, że koleś przystawiał mi zimną lufę do skroni. Wstrzymałam oddech na co on zaśmiał się gardłowo wywołując drżenie swojej klatki piersiowej.
- Ja wolę, kiedy kobieta jest posłuszna. - wyszeptał mi do ucha muskając jego płatek swoimi wargami, a przez moje ciało przeszła kolejna porcja dreszczy. - Będziesz tak miła i nie będziesz więcej się z nami tak brzydko bawiła? Nie mieliśmy dzisiaj w planach zabijania nikogo. - dodał, a ja pokiwałam posłusznie głową przełykając głośno ślinę. No okej, teraz znowu zaczynałam się bać.
Nagle usłyszałam coś co wydawało się być najlepszym w tej chwili. Dźwięk syren policyjnych. Uśmiechnęłam się z satysfakcją, kiedy kryminaliści zaczęli pakować kasę do torby i uciekać w popłochu przez tylne wyjście. Już miałam odejść z radością, że jak zwykle udało mi się wyjść z sytuacji beznadziejnych w całości, kiedy niebieskooki wrócił po mnie. Przyciągnął mnie do siebie przyciskając coś do ust, a już po chwili straciłam przytomność osuwając się wprost w jego ramiona.

 **

niedziela, 2 listopada 2014

0.

Są historie, których nigdy nie poznamy. Są też takie, których nie chcielibyśmy poznać.
Urodziła się w Australii i tam też żyje. Zawsze wydawało jej się, że osiedle, na którym mieszka jest bezpieczne, a jednak wkrótce zaczyna rozumieć jak bardzo się myliła. Od zawsze marzyła o spokojnym życiu. Chciała mieć pracę, którą mogłaby polubić, przyjaciół, na których mogłaby liczyć, rodzinę, która by ją wspierała i dom, w którym czułaby się całkiem na miejscu. Wszystko to zostało jej odebrane, a jej życie zamieniło się w piekło.

* To jest historia, której nigdy nie opowiedziałam
Muszę to z siebie wyrzucić, by pozwolić temu odejść
Muszę przywrócić w sobie to światło, które ukradłeś.. *
Są historie, które już zostały napisane. Są też takie, które my sami piszemy.

To jest moja historia. Ona wciąż trwa.